Duże zwierzę / reż. Jerzy Stuhr
w cyklu "Przywrócone arcydzieła"
Termin → 25.02.2019
Miejsce → Kino MOS
Godzina → 19:00
Bilet → 12 zł
GOŚCIE: JERZY STUHR i ANNA DYMNA
dramat obyczajowy, Polska, 2000, 70 min.
reżyseria: Jerzy Stuhr
obsada: Andrzej Franczyk, Andrzej Kozak, Anna Dymna, Błażej Wójcik, Dominika Bednarczyk, Jerzy Stuhr, Radosław Krzyżanowski
Małe górskie miasteczko. 50-letni Zygmunt Sawicki (Jerzy Stuhr) to powszechnie szanowny pracownik tutejszego banku. Razem z żoną Marią (Anna Dymna), z zawodu przedszkolanką, wiodą życie dalekie od wszelkich ekstrawagancji. Ale pewnego dnia Zygmunt pojawia się na ulicy w towarzystwie prowadzonego na sznurku wielbłąda.
Ta sytuacja budzi zrozumiałe zdziwienie wśród mieszkańców miasteczka. Tym bardziej, że nikt, nawet jego tymczasowy właściciel, nie potrafi powiedzieć skąd się wzięło zwierzę. Zygmunt z Marią coraz bardziej przywiązują się do swojego nowego towarzysza, ale sytuacja ta nie podoba się małomiasteczkowej społeczności. W urzędach pojawiają się donosy, że wielbłąd zanieczyszcza miasto, niepotrzebnie zajmuje uwagę dzieci, a być może jest nosicielem jakiejś tajemniczej choroby. Ludzie zaczynają nawet pikietować przed domem Sawickich, którzy czują się coraz bardziej osamotnieni.
"Duże zwierzę" to czwarty film w reżyserskim dorobku znakomitego aktora JERZEGO STUHRA. Artysta zrealizował wcześniej wielokrotnie nagradzane tytuły: "Spis cudzołożnic", "Historie miłosne" i "Tydzień z życia mężczyzny". Nakręcone na podstawie scenariusza Krzysztofa Kieślowskiego "Duże zwierzę" to ekranizacja opowiadania "Wielbłąd" Kazimierza Orłosia. Autorem zdjęć jest ceniony polski operator Paweł Edelman ("Psy", "Pan Tadeusz", "Pianista"). Film Jerzego Stuhra wyróżniono m.in. Nagrodą Specjalną na MFF w Karlovych Varach, nagrodą za muzykę na FPFF w Gdyni, Grand Prix na Festiwalu Filmów z Europy Środkowej i Wschodniej "goEast" w Wiesbaden, Nagrodą Specjalną Jury na Festiwal "Złoty Rycerz" w Tambow i Nagrodą Publiczności na Lecie Filmów w Kazimierzu Dolnym.
NARODZINY NIETOLERANCJI
rozmowa Łukasza Maciejewskiego z Jerzym Stuhrem
(„Dziennik Polski”)
- W trakcie promocji książkowego wydania scenariusza filmu "Duże zwierzę" powiedział Pan: "Pracując nad tym filmem poczułem bliskość mojego przyjaciela, Krzysztofa Kieślowskiego".
- Scenariusz Kieślowskiego był napisany dosyć dawno, w '73 roku, nie miał nawet formy scenariuszowej, przypominał bardziej nowelę filmową. Z drugiej strony w trakcie pracy nad "Dużym zwierzęciem" przez cały czas pamiętałem dewizę Krzysztofa, że scenariusz nie jest samodzielnym dziełem literackim, tylko zapisem tego, co ma powstać w filmie. Uważaliśmy to za naturalną kolej rzeczy, zarazem za najbardziej ekscytujące doświadczenia w pracy na planie, polegające na twórczym przetwarzaniu tekstu. Moja wierność w stosunku do Kieślowskiego polegała na podobnym założeniu. Chciałem wczuć się w potencjalne emocje Krzysztofa, nie tracąc zarazem własnej indywidualności. A ponieważ gram główną rolę, ta indywidualność przekładała się w filmie na moją twarz, moją psychofizykę.
- Bodaj od "Korczaka" Wajdy nie mieliśmy w Polsce filmu nakręconego na taśmie czarno-białej.
- A wie pan, że wiązały się z tym wyłącznie kłopoty! Okazało się bowiem, że zdjęcia czarno-białe są dużo droższe od kolorowych. Że w trakcie realizacji były poważne problemy z wywoływaniem gotowych materiałów, a kopie przygotowywane dla kin też kosztowały więcej. Zatem czarno-białe zdjęcia były, z naszej strony, prawdziwym aktem odwagi.
- Wiem, że dosyć długo, razem z operatorem, Pawłem Edelmanem, forsował Pan ten pomysł. Skąd aż taka determinacja?
- W imię jedności stylistycznej. Faktura obrazowa "Dużego zwierzęcia" w monochromatycznym, czarno-białym obrazie niezwykle pięknie wydobywa postać głównego bohatera, którym jest zwierzę. Brak koloru jest kolorem wielbłąda. Gdyby w filmie dominował świat wielobarwny, byłaby to bajka, ja natomiast chciałem baśni, przypowieści, żeby "Duże zwierzę" nie kojarzyło się widzom z zalewem kolorków, które od rana, do późnej nocy mogą oglądać w telewizji. Żeby był to inny świat.
- "Inny" jest także grany przez Pana bohater. Ze swoją prostolinijnością stoi na antypodach obecnych trendów obsadowych w polskim kinie, z drugiej strony jest przedłużeniem Pana wybitnych kreacji z wczesnych filmów Kieślowskiego: ze "Spokoju", "Amatora"...
- Wie pan, coraz częściej myślę, że dla mnie był to czynnik decydujący. Jestem pewien, że gdyby dzisiaj Kieślowski kręcił "Duże zwierzę" powierzyłby mi tę rolę. Sawicki jest jakby "uszyty" na moje możliwości. W sposób niemal metafizyczny ta postać poczekała na mnie kilkadziesiąt lat, aż się postarzeję, "dorosnę" do wieku i zachowań bohatera.
- W stosunku do scenariusza mocno rozbudowana została postać żony Sawickiego, którą zagrała Anna Dymna.
- Dla mnie wydaje się to zupełnie naturalne. Już o tym wspominałem, że u Kieślowskiego scenariusz zawsze był tylko pewnym wstępem - od aktora, jego specyficznych predyspozycji w kreowaniu improwizowanych dialogów, w dużej mierze zależało w jakim stopniu jego postać w konsekwencji zaistnieje na ekranie. W podobny sposób pracowałem z aktorami przy "Dużym zwierzęciu". Precyzyjnie szedłem za tropem rzeczywistej postaci (w tym przypadku Ani Dymnej), zadawałem sobie pytanie - jaki ma temperament, w jaki sposób jej rola mogłaby dopowiadać problemy granego przeze mnie bohatera itd. Mając zaś świadomość tego rodzaju, wiedziałem już, że na planie filmowym nie będzie nieprzyjemnych zaskoczeń. Byłem pewien swoich aktorów!
(...)
- Czy, Pana zdaniem, Krzysztof Kieślowski byłby zadowolony z gotowego filmu?
- Bardzo trudne pytanie. W każdym razie jestem prawie pewien, że się nie sprzeniewierzyłem głównej myśli zawartej w jego tekście. Być może dzisiaj Kieślowski ubrałby ten scenariusz w bardziej atrakcyjne stroje, nie tak siermiężne... Prostota była moim świadomym wyborem, a ponieważ akcja filmu rozgrywa się na prowincji, ubieranie jej w obce, cudze szaty uznałem za niewiarygodne. W "Dużym zwierzęciu" wszystko jest jakby zawieszone w czasie, przypomina czeskie kino sprzed lat, które uwielbiam. Wydaje mi się, że Krzysztof nie zanegowałby tych konceptów, nawet jeżeli widziałby dla nich inne, alternatywne rozwiązania.