EN

Teatr między wojnami

W dwudziestoleciu międzywojennym Teatr zdołał utrzymać ważne miejsce na teatralnej mapie niepodległej już Polski, choć nie było to łatwe wobec konkurencji znakomitych scen Warszawy, Lwowa czy Wilna. Szczególnie trudny był przełom lat dwudziestych i trzydziestych, gdy kryzys ekonomiczny dotknął również instytucje kultury.

Na zdjęciu w centralnej części dwie kobiety zajmujące całą powierzchnię do tułowia. Dziewczyna po lewej stronie ma upięte włosy patrzy lekko w dół, jest zamyślona, smutna. Druga kobieta jest za nią. Trzyma ją za ramię. Patrzy w przeciwną stronę. Jest poważna. Zdjęcie jest czarno białe. Tło w kolorze białym. Zofia Jaroszewska i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska po prapremierze Egipskiej pszenicy M. Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, 1932 r.

O ile przed pierwszą wojną dominowała estetyka modernizmu, teraz każdy z dyrektorów musiał szukać własnej koncepcji. Awangarda domagała się swoich praw. Znalezienie w gąszczu nowych kierunków i modnych eksperymentów bezpiecznej drogi dla sceny o wielkiej, narodowej tradycji było zadaniem karkołomnym. A jednak się to udało. Do historii, w pełni zasłużenie, przeszedł repertuar pierwszej powojennej dyrekcji Teofila Trzcińskiego – eklektyczny, lecz wyjątkowo śmiały. Odkrył dla polskich widzów takich autorów jak Jewreinow, Claudel, Kaiser, Pirandello. Sporej odwagi wymagał zwrot ku nowym kierunkom w sztuce. W 1921 roku Trzciński umożliwił debiut jednemu z największych polskich artystów XX wieku – Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi, Witkacemu.

Ostatnia przedwojenna dyrekcja wybitnego scenografa Karola Frycza potwierdziła mocną pozycję świetnie funkcjonującej sceny. Występowały na niej krakowskie gwiazdy: m.in. Zofia Jaroszewska, Władysław Woźnik, Wacław Nowakowski. Z młodszych wyjątkowym talentem odznaczali się Mieczysław Węgrzyn i Stefan Czajkowski – obaj zamordowani później w Auschwitz. Największą zasługą Frycza było pozyskanie do współpracy reżysera Wacława Radulskiego i scenografa Tadeusza Orłowicza – jednych z najbardziej twórczych artystów polskiego teatru przedwojennego. Mieli własny, odrębny styl. Cenili groteskę, intelektualną grę, zabawę konwencjami. Ich przedstawienia olśniewały świeżością, feerią pomysłów i sprawiły, że o krakowskim teatrze znów się w kraju dobrze mówiło. Niestety, po wojnie, Radulski i Orłowicz zostali przez komunistyczne władze wykreśleni ze zbiorowej pamięci - pierwszy ze względu na lata spędzone w sowieckim łagrze, a potem w armii generała Andersa, obaj ze względu na powojenną, londyńską emigrację. Tuż przed wybuchem II wojny światowej Teatr pożegnał się z wolną Rzeczpospolitą patriotycznym widowiskiem plenerowym Hymn na cześć oręża polskiego L.H. Morstina, zrealizowanym na dziedzińcu wawelskim. Jesienią 1939 roku zespół pracował jeszcze kilka tygodni, ale wkrótce został zmuszony do opuszczenia gmachu.

Przez pięć lat działał tu teatr niemiecki – obiekt szczególnej troski hitlerowskiej propagandy oraz gubernatora Hansa Franka, który z upodobaniem zapraszał do loży cesarskiej odwiedzających Kraków przywódców Trzeciej Rzeszy. Nad majątkiem Teatru czuwała tylko niewielka grupka polskich pracowników technicznych, którzy z narażeniem życia uratowali przed zniszczeniem m.in. freski w garderobie Solskiego i teatralną bibliotekę.

Opracowanie: Diana Poskuta-Włodek

Prapremiera jego groteskowego i pełnego absurdu Tumora Mózgowicza spowodowała, prócz nielicznych głosów uznania, falę ataków ze strony krytyki. Niezrażony tym Trzciński nadal poszukiwał nowości. Jako jedyny w Polsce konsekwentnie wystawiał ekspresjonistów i współpracował ze znakomitymi scenografami – kubistami, konstruktywistami, kolorystami. W nowoczesny sposób realizował klasykę – w 1923 roku po raz pierwszy w Krakowie wystawił plenerową, monumentalną inscenizację – Odprawę posłów greckich J. Kochanowskiego na dziedzińcu wawelskim.

 

Jego następca, Zygmunt Nowakowski, zdecydował się na próbę zmiany programu artystycznego, stawiając na przedstawienia popularne, widowiskowe, a jednocześnie stojące na najwyższym poziomie. Krakowiacy i górale W. Bogusławskiego, Turandot C. Gozziego czy Balladyna J. Słowackiego biły rekordy kasowe. Z kolei Juliusz Osterwa – artysta obdarzony niezwykłą charyzmą – w czasie trzyletniej dyrekcji postawił na ambitny repertuar, przyczynił się do udoskonalenia zespołu, a co najważniejsze – zaprezentował swoje największe kreacje aktorskie. Organizował regularne przedstawienia dla młodzieży, przyczyniając się do wychowania całego pokolenia krakowskich teatromanów.