Ziemia obiecana, reż. Andrzej Wajda
w cyklu "Przywrócone arcydzieła"
Termin → 16 maja 2022
Gdzie → Scena MOS
Godzina → 19:00
Gość → Daniel Olbrychski
Ziemia Obiecana (1974)
Reżyseria: Andrzej Wajda
Reżyser II: Andrzej Kotkowski, Jerzy Domaradzki
Scenariusz: Andrzej Wajda
Zdjęcia: Witold Sobociński, Edward Kłosiński, Wacław Dybowski
Scenografia: Tadeusz Kosarewicz
Dekoracja wnętrz: Maciej Putowski
Kostiumy: Barbara Ptak
Muzyka: Wojciech Kilar
Montaż: Halina Prugar
Obsada aktorska:
Daniel Olbrychski - Karol Borowiecki
Wojciech Pszoniak - Moryc Welt
Andrzej Seweryn - Maks Baum
Kalina Jędrusik - Lucy Zuckerowa
Anna Nehrebecka - Anka
Bożena Dykiel - Mada Muller
Andrzej Szalawski - Herman Buchholz
Stanisław Igar - Grunspan
Franciszek Pieczka - Muller
Kazimierz Opaliński - ojciec Maksa
Andrzej Łapicki - Trawiński
Wojciech Siemion - Wilczek
Tadeusz Białoszczyński - ojciec Karola
Zbigniew Zapasiewicz - Kessler
Jerzy Nowak - Zucker
Piotr Fronczewski - Horn
Jerzy Zelnik - Stein
Mariola Kukuła
O filmie
Młody inżynier Karol Borowiecki pracuje w fabryce Bucholca jako główny inżynier, marząc o założeniu własnej fabryki, podobnie jak jego przyjaciele - Moryc Welt, młody pośrednik i Maks Baum, syn właściciela starej, podupadającej tkalni. Na wieczornym przedstawieniu w teatrze Karol odnawia znajomość z piękną żoną bogatego fabrykanta, Lucy Zuckerową i udaje mu się wyciągnąć od niej tajemnice depeszy, która zbulwersowała najpotężniejszych rekinów łódzkiego przemysłu: wkrótce mają zostać podniesione cła na bawełnę. Trzej przyjaciele łączą swe kapitały i Moryc wyjeżdża do Hamburga, by kupić jak największy transport surowca; po jego sprzedaży będą mieli kapitał zakładowy na budowę fabryki.
Inicjatywa Borowieckiego napotyka na zorganizowany opór środowiska fabrykantów łódzkich, obawiających się konkurencji polskiej firmy, mogącej liczyć na automatyczne poparcie w całym kraju. Borowieckiemu zamyka się kredyt, odmawia sprzedaży maszyn. Karol musi sprzedać rodzinny majątek w pobliżu Łodzi, który kupuje dawny fornal wzbogacony na dostawach do Łodzi. Ojciec Karola, ziemianin w dawnym stylu nie pojmujący nowych czasów, wraz z mieszkającą w jego dworku Anką, narzeczoną Borowieckiego, przenoszą się do Łodzi. Fabrykę udaje się dokończyć, jednak na uroczystym poświęceniu odwiedza Borowieckiego stary Zucker, który dowiedział się o romansie żony z Karolem. Mimo zapewnień o bezpodstawności oskarżeń, stary fabrykant nie wydaje się przekonany. Wkrótce Lucy wyjeżdża do Berlina, Karol potajemnie jej towarzyszy. Po drodze odbiera w pociągu telegram z wieścią o pożarze fabryki. Tej samej nocy umiera ojciec Karola.
Fabryka była nieubezpieczona, przyjaciele są zrujnowani. Jedynym wyjściem stanie się zerwanie z Anką i ślub z Madą Muller, córką niemieckiego milionera. Borowiecki osiąga swój cel, staje się wielkim rekinem przemysłu, jednak płaci za to całkowitą rezygnacją z dawnych ideałów i marzeń młodości.
Publikacje
Daniel Olbrychski:
(…) Wiele lat temu Andrzej Wajda chciał mnie obsadzić w teatralnej adaptacji „Idioty” Dostojewskiego. „Kogo chcesz zagrać”, zapytał: „Rogożyna czy Myszkina”? „Obydwu” – odparłem bez chwili wahania. W aktorstwie chcę być mordercą-Rogożynem i Chrystusem-Myszkinem. Ten sam Dostojewski, pisząc „Braci Karamazow”, rozpisał przecież własny osobowościowy portret na każdego z braci. Biografowie Dostojewskiego są w tym zgodni. W autorze „Zbrodni i kary” było trochę z Dymitra, trochę z Aloszki i Iwana. W identyczny sposób buduję swoje role. Starałem się być jednakowo wiarygodny jako energiczny Karol Borowiecki w „Ziemi obiecanej” i introwertyczny, proustowski Wiktor w „Pannach z Wilka”.
Taka nieustanna zmiana osobowości nie jest groźna?
Wprost przeciwnie. Aktorstwo to najlepsza terapia. Kiedy jest mi smutno, marzę o komedii. Nigdy nie byłem w lepszej formie komediowej, niż grając w „Mężu i żonie” Fredry w reżyserii Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym. W tym czasie rozstawałem się z partnerką, ale na scenie tryskałem dobrym humorem. Rogi przyprawiano mi w sztuce i w życiu. Ale obydwie przygody udało się zamknąć happy endem. Jak w dobrym filmie. Jak w dobrym życiu.
Na tle polskich aktorów wyróżnia się Pan pewnością siebie. Bez fałszywej skromności nie wstydzi się Pan powiedzieć głośno: jestem świetny, znakomity, najlepszy.
Nigdy nie uważałem, że jestem najlepszy i nigdy tego nie powiedziałem. W moim zawodzie nie da się tego zmierzyć. I tu zazdroszczę sportowcom. Ich sukcesy są wymierne. Bóg dał mi talent. To powód do radości, nie do wstydu. Gdyby było inaczej, nie dostawałbym tylu propozycji. Ale chociaż predyspozycje do uprawiania zawodu nie są moją zasługą, cała reszta już tak, jak najbardziej. Mam wrażenie, że nie zakopałem talentu i dobrze pokierowałem karierą. Mówię biegle w czterech językach, potrafię zagrać główne role w sześciu. Ciężko pracuję, ale praca to bardzo ważna część mojego życia. To, co kocham.
(fragment rozmowy Łukasza Maciejewskiego z 20210 roku opublikowanej w „Tygodniku Powszechnym”)