C.K.Dezerterzy (1986) in memoriam Janusz Majewski
w cyklu "Przywrócone arcydzieła"
Termin → 12.02.2024, godz. 19.00
Goście → Ewa Braun, Anna Dymna, Andrzej Haliński, Paweł Deląg
C.K.Dezerterzy
Reżyseria: Janusz Majewski
Zdjęcia: Witold Adamek
Scenariusz: Pavel Hajný, Janusz Majewski, Kazimierz Sejda
Obsada: Josef Abrhám, Zoltán Bezerédy, Janusz Bukowski, Tadeusz Chudecki, Mariusz Czajka, Mariusz Dmochowski, Edward Dziewoński, Stefan Friedmann
Muzyka: György Selmeczi
Rok produkcji: 1986
Kraj produkcji: Polska, Węgry
Czas trwania: 153 min
Przywrócone arcydzieła to wybrane przez znanego krytyka filmowego - Łukasza Maciejewskiego wybitne tytuły polskiego kina. Każdej projekcji towarzyszy wstęp oraz spotkanie z twórcami.
Od Łukasza Maciejewskiego
To miało być zupełnie inne spotkanie.
W lutym na wesoło - „C.K. Dezerterzy” i rozmowa z Januszem Majewskim i z Wiktorem Zborowskim. Wszystko mieliśmy umówione. I nagle takie wieści.
Janusz Majewski nie żyje. Klasyk polskiego kina, przyjaciel dużej części polskiego środowiska filmowego, ale także wielki przyjaciel naszego cyklu.
Można powiedzieć, że „Przywrócone arcydzieła” w MOS'ie to był swego rodzaju dom Janusza Majewskiego. Pokazaliśmy w tym cyklu m.in. „Sublokatora”, „Lekcję martwego języka”, „Zazdrość i medycynę”, „Sprawę Gorgonowej” i – w ubiegłym roku - „Po sezonie”.
W lutym miało odbyć się kolejne spotkanie.
Zamieni się w rozmowę o pamięci i o przyjaźni.
A wezmą w niej udział wybitni artyści pracujący przy „C.K. Dezerterach”, jednocześnie tworzący przez wiele lat zespół twórczy związany z Januszem Majewskim: aktor Wiktor Zborowski, scenograf Andrzej Haliński, kostiumografka, Ewa Braun. Dołączy do nas Anna Dymna, aktorka, wielokrotnie pracująca z Januszem Majewskim - „Królowa Bona”, „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny”, „Siedlisko”, „Diabelska edukacja”, „Exscentrycy”. A ponieważ spotkanie będzie prywatne, pozwólcie państwo że napiszę i od siebie parę słów.
Janusz Majewski to dla mnie ikona.
Mógłby służyć za wzorzec mężczyzny z klasą. Klasą niewyuczoną na uniwersytetach dobrych manier czy podpatrzoną w internecie, klasą wrodzoną. U Majewskiego wszystko było zawsze z dobrego materiału: kino, literatura, marynarki i skarpetki. Bo liczy się jakość.
To, co interesowało Majewskiego jako artystę, to odtwarzanie świata którego nie ma, odnajdywanie dla tego świata filmowej ilustracji wrażeniowej. W „Sublokatorze” wprowadzał do polskiego kina groteskę, w „Zazdrości i medycynie” rafinował melodramat, w „Sprawie Gorgonowej” dał przykład najlepszego kina sądowego, w „Lekcji martwego języka” udowadniał że Visconti (czy raczej jego duch) w Polsce jest możliwy. A przecież jeszcze arcydzielne „Zaklęte rewiry”, a jeden z najlepszych naszych erotyków - „Diabelska edukacja”, a świetny kryminał „Zbrodniarz, który ukradł zbrodnie”, a „Królowa Bona”, a „C.K. Dezerterzy”...
Podobało mi się, że Janusz Majewski nie pozwalał sobie na odpuszczanie, chociaż przecież mógłby. A on nie. Do ostatnich dni, do ostatniego wieczoru, czytał, słuchał, oglądał. Do samego końca kręcił filmy, spotykał się z widzami, odpisywał na mejle, odbierał telefony, działał w social mediach (raptem dwa dni piękny post o „Lamparcie” Lampedusy).
I zawsze zabierał głos – również w kwestiach publicznych, społecznych. Zawsze, nawet wtedy, dbając o formę, o fason. Bo dla Janusza Majewskiego liczyła się jakość. Sam był jakością.
Niedawno natknąłem się na dawny wywiad z reżyserem, rozmowę z początku lat siedemdziesiątych. Reżyser był wówczas dopiero po sukcesach pierwszych, znakomitych fabuł - „Lokisa” i „Sublokatora”, wprowadzając do naszego kina nieznane wcześniej gatunki: kino grozy i groteskę. We wspomnianym wywiadzie, przyszły twórca serialu „Królowa Bona” i „C.K. Dezerterów”, mówił, że jako artystę nie interesuje go i przypuszczalnie nigdy nie będzie interesowała doraźność, teraźniejszość, wszystko to, co - upraszczając - można by podejrzeć na ulicy lub zobaczyć przez okno. Jako filmowiec, dowodził młody reżyser, chcę być wierny idei, że kino jest przepisywaniem przeszłości na obraz teraźniejszości, odnajdywaniu w dawnych historiach, dawnych, również fikcyjnych bohaterach, uniwersalnych mechanizmów działania.
Znamienna i rzadka konsekwencja – Majewski począwszy od pierwszych fabularnych etiud (legendarne „Rondo” Majewskiego powstało w 1958 roku) był wierny temu postulatowi twórczemu. Przez ponad sześćdziesiąt lat tworzył filmy zanurzone w historii, były to zresztą najczęściej adaptacje literackie, znajdując dlań ekwiwalent obrazowy.
Janusz Majewski z pierwszego wykształcenia był architektem. I to również było widoczne w jego kinie. Wszystkie filmy mistrza były swego rodzaju budowlami, którego architekturę tworzyły precyzyjna konstrukcja, mocne rusztowania w historii, a w końcu dekoracyjne talenty wykończeniowe. Radość dla oka, ale i wyzwanie dla interpretatorów skłonnych do detalicznej analizy tego kina. Wiele z jego filmów zatrzymało się w czasie. Wracamy nie tylko do komediowych evergreenów w rodzaju "C.K.Dezerterów", ale też do najbardziej wyrafinowanych, subtelnych adaptacji jego autorstwa, z moją ukochaną "Lekcją martwego języka" na czele. Janusz Majewski był fachowcem w starym stylu. Wiedział absolutnie wszystko na temat realizacji filmu, a na przykładzie jego twórczości można uczyć się montażu, reżyserii, płynnego operowania filmowym rytmem i panowania nad nim.
***
W ostatnich latach, parę razy spotkał mnie zaszczyt, Pan Janusz zaprosił mnie do swojego świata jeszcze bliżej. Pokazał dom (nie, nie mieszkanie – to za mało), archiwum filmowe, literackie. I opowiadał – tak pięknie, tak mądrze, tak błyskotliwie. A każdy przedmiot w tym znakomitym, ze smakiem urządzonym wnętrzu, to była osobna historia. I opowieści – czekałem na kolejne. O losach zegara z Torunia, o świeczniku weneckim, o szabli kupionej w Budapeszcie, o niezwykłej, nie tylko pod względem kolorystycznym, tance tybetańskiej, o malarstwie – współczesnym i z epoki. Ale także o podróżach – do Stanów Zjednoczonych, wykładach na kampusie, o pionierskich latach Szkoły Filmowej w Łodzi i z troską o dniu dzisiejszym uczelni.
Świadomość upływu czasu to dla mnie również bliskie pewności poczucie, że czas innych, czas darowany jest mi sprzymierzeńcem. Że odbijam się w tych wszystkich zasłyszanych i przyswojonych historiach, jak w wierszu Kawafisa: „W całość sumy / mnie nie wliczono. I ta mi radość wystarcza”. Ten sam Kawafis pisał: "Dla niektórych ludzi przychodzi taka godzina, Kiedy muszą powiedzieć wielkie Tak albo wielkie Nie" Ta godzina wybiła.
Łukasz Maciejewski
12 lutego, w „Przywróconych arcydziełach” evergreen: „C.K. Dezerterzy”.
„Przywrócone arcydzieła” nie chcą stawiać sobie żadnych sztywnych reguł, granic, filmy sprzed lat sześćdziesięciu i sprzed dwudziestu, kino autorskie (przede wszystkim), ale i kino gatunkowe. Warunek jest w zasadzie tylko jeden: to ma być świetne kino. Spełnia je nakręcona w 1986 roku przez Janusza Majewskiego. Żelazny repertuar wszystkich telewizyjnych ramówek. Na święta i bez okazji. Zawsze „C.K. Dezerterzy” - wciąż bawią, nawet oglądane po raz dziesiąty, czy dwudziesty. Majewskiemu udało się to, co powiodło się naprawdę nielicznym, Machulskiemu, Chęcińskiemu, Chmielewskiemu czy Barei: nakręcił film w ulubionym przez Polaków gatunku, który udaje się stosunkowo najrzadziej. Komedia bez pretensji do niczego więcej. Film zdecydowanie ciekawszy od literatury (czerpiąca garściami ze schematu „Dobrego wojaka Szwejka” powieść Kazimierza Sejdy), nakręcony w ponurych czasach, w latach filmowej posuchy po stanie wojennym, może przez to tak wciąż autentycznie zabawny, śmieszny, znakomicie zrealizowany i zagrany. Wszystko się tutaj sprawdziło: scenariusz napisany przez Majewskiego wespół z jego stałym współpracownikiem, Czechem, Pavlem Hajnym, zdjęcia Witolda Adamka, perfekcyjna „C.K.” scenografia Andrzeja Halińskiego, wreszcie aktorskie kreacje. Kania, Benedek, Habet, Baldini, von Nogay. Nasza ukochana banda. Poza głównymi rolami, w filmie zachwycają także epizody: Zbigniewa Zapasiewicza, Kaliny Jędrusik, Mariusza Dmochowskiego, Leona Niemczyka czy Anny Gornostaj.