'Na srebrnym globie' reż. Andrzej Żuławski
SETNE SPOTKANIE W CYKLU "PRZYWRÓCONE ARCYDZIEŁA"
Najbliższe terminy
Sprzedaż na wydarzenia z cyklu "Przywrócone Arcydzieła" rozpoczynamy na 3 tygodnie przed wydarzeniem. Sprzedaż na film "Na srebrnym globie" rozpocznie się 1 września.
Przywrócone arcydzieła to wybrane przez znanego krytyka filmowego - Łukasza Maciejewskiego wybitne tytuły polskiego kina. Każdej projekcji towarzyszy wstęp oraz spotkanie z twórcami.
Termin → 21.09.2025 godz. 18.00
Goście → Jan Frycz, Andrzej Seweryn
Miejsce → Scena MOS, ulica Rajska 12
reżyseria: Andrzej Żuławski
aktorzy: Jerzy Trela, Andrzej Seweryn, Iwona Bielska, Krystyna Janda, Jan Frycz
czas trwania: 165 min.
produkcja: Polska 1987
Jedyny epicki film fantastyczno-naukowy w całej historii polskiej kinematografii. Wielka, porywająca filmowa wizja równie potężnej wizji literackiej (film jest adaptacją Trylogii Księżycowej Jerzego Żuławskiego). Po sukcesie Najważniejsze to kochać, Żuławski powrócił z Francji do Polski i rozpoczął realizację filmu fantastycznego na podstawie trylogii powieściowej stryjecznego dziadka Jerzego Żuławskiego. Zdjęcia do kręconego z olbrzymim rozmachem filmu (plany zdjęciowe m.in. na Kaukazie i w Mongolii), zostały przerwane w 1977 roku decyzją wiceministra kultury i sztuki Janusza Wilhelmiego. Z rozkazu dygnitarza zniszczono scenografię i wiele kostiumów wykorzystanych w filmie. Przerwany w 4/5 film został dokończony dopiero 11 lat później, u schyłku PRL-u. Mała grupka badaczy kosmosu opuszcza Ziemię w poszukiwaniu wolności i szczęścia. Lądują na nieznanej planecie i rozpoczynają budowę nowej cywilizacji. Badacze wkrótce umierają a ich potomkowie powracają do prymitywnej kultury, wymyślają nowe mity i nowego Boga... Po latach na planecie pojawia się ekspedycja Marka. Potomkowie badaczy kosmosu upatrują w Marku zbawiciela, który wyzwoli ich spod jarzma skrzydlatych potworów Szernów.
od Łukasza Maciejewskiego:
21 września zapraszamy na setną odsłonę „Przywróconych arcydzieł” w Małopolskim Ogrodzie Sztuki. Razem z Andrzejem Sewerynem oraz z Janem Fryczem (był gościem pierwszego spotkania w cyklu) obejrzymy film Andrzeja Żuławskiego - „Na srebrny globie”, film kręcony w latach 1976–1977 na podstawie „Trylogii księżycowej” Jerzego Żuławskiego, którego premiera odbyła się dopiero w 1988 roku.
Film przeszedł do legendy, ale legendy przeklętej - jako najważniejszy niedokończony polski obraz. W finale "Na srebrnym globie" dokręconym w 1987 roku, na tle profilu Żuławskiego za szybą, słyszymy tekst:
"Decyzją wiceministra kultury i sztuki, podsekretarza stanu ds. kinematografii, zdjęcia do filmu "Na srebrnym globie" zostały przerwane wiosną 1977 roku. Ekipa przebywała wówczas nad Bałtykiem, a komplet dekoracji i kostiumów, koniecznych do zakończenia prac nad produkcją wszczętą dwa lata wcześniej, powstał i oczekiwał we Wrocławiu, na Dolnym Śląsku, na Mazurach i górach Kaukazu. Wszystkie te dekoracje, kostiumy i rekwizyty zostały zniszczone. Pracownicy wytwórniani, garderobiane, scenografowie, przez lata całe przechowywali w magazynach i własnych mieszkaniach to, co udało im się uratować. Kończę ten film myśląc o nich. Zaś mały dramat tego filmu, i wielki, oby szlachetny dramat naszego życia, będą splatać się dalej we wspólną sieć wzlotów i porażek. Nazywam się Andrzej Żuławski. Jestem reżyserem filmu "Na srebrnym globie" ". Andrzej Seweryn, komentował to po latach:
„Dojmująca historia. Trudno dzisiaj jednoznacznie dociec, co naprawdę się wtedy wydarzyło. Decyzja żeby przerwać zdjęcia, a wszystkie kostiumy, z pietyzmem wykonane dekoracje zniszczyć i zakopać, była aktem barbarzyńskim. Żuławski gonił za marzeniami, przekroczył budżet, być może wydawało mu się, że po tylu sukcesach uda mu się doprowadzić tę przygodę do końca. Nie udało się”. O "Na srebrnym globie" mówiono, że gdyby film został dokończony zgodnie z harmonogramem, byłby światową sensacją. Że Żuławski był przed Spielbergiem i Lucasem, jako pierwszy odkrył potencjał w gatunku SF. To się nie powiodło. Okaleczone „Na srebrnym globie” pozostaje mimo wszystko wyjątkowym dziełem w historii polskiego kina, przypominającym zarówno rozmach i wielkość, jak i polityczne uwikłanie naszej kinematografii.
Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego tytułu i wartościowszych gości na setne „Przywrócone arcydzieła”.
„PRZYWRÓCONE ARCYDZIEŁA” PO RAZ SETNY
Kiedy w październiku 2013 roku, razem z Dorotą Grzywacz-Kmieć rozpoczynaliśmy w świeżo wówczas otwartym Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie cykl „Przywrócone arcydzieła”, ani ja, ani Dorota, nie podejrzewaliśmy, że będzie to jedna z najdłuższych jak dotąd przygód zawodowych w naszym życiu. I najlepszych. Nie podejrzewaliśmy, takich rzeczy nie można po prostu zaplanować, że będziemy realizowali z Dorotką ten projekt przez dwanaście lat już, przetrwamy zmiany artystyczne, strategiczne i kadrowe w Teatrze im. Słowackiego, przetrwamy polityczną zawieruchę wokół teatru, pandemię, albo naprawdę chude lata, kiedy ministerstwo wstrzymywało bieda-dofinansowanie dla naszego cyklu (PISF nie dał na „Przywrócone..” nigdy nawet złotówki). Przetrwaliśmy, ponieważ wierzyliśmy i wierzymy nadal w sens realizowania tego marzenia. Wierzą w to także widzowie. Razem kochamy nasz cykl.
***
Sto razy. Sto spotkań. Kilkuset gości. Przeglądałem niedawno listę tych spotkań i gości sporządzoną skrupulatnie przez Dorotę, i naprawdę trudno mi w to wszystko uwierzyć. Lista sławy i chwały polskiego kina. Najwięksi z największych. Wajda, Kutz, Barański, Majewski, Marczewski, Zanussi, Koterski, Bajon, Zaorski, Kędzierzawska, Allan Starski, Stanisław Radwan, Ewa Braun, dziesiątki aktorów, artystów kina (aż strach zacząć wymieniać). No i seria pokazów, projekcji, sto rozmów, sto spotkań. Wielka satysfakcja. Początki – Iwona Kempa, znakomita reżyserka, kierująca wówczas MOS'em, zaprosiła mnie do gabinetu, i zaproponowała stałą współpracę. Iwonka miała ten projekt w głowie, to w zasadzie od początku do końca jej autorski pomysł. Nazwę też wymyśliła. Początkowo chodziło nam o to, żeby wyciągać z historii kina zapomniane pozycje (szerokim echem odbił się wówczas opublikowany w miesięczniku „Film” mój esej zatytułowany „Zapomniane arcydzieła”) i niejako „przywracać” je na nowo. Dosyć szybko zorientowaliśmy się jednak, że wybitne i wcale nie zapomniane polskie filmy, również zasługują na nowe odczytanie, nowe odkrycie, tym bardziej że wciąż pojawiają się pokolenia nieznające tak dobrze historii polskiego kina. To wtedy zaczęliśmy zapraszać Zanussiego czy Wajdę. Pokazywać filmy Konwickiego i Hasa. Niekwestionowane arcydzieła też chciały być „przywracane”. „Nigdzie nie jest mi tak dobrze jak u was” - powtarzał nam Kazimierz Kutz. „Rozmowy, które się pamięta na zawsze” - Andrzej Wajda. Krystyna Zachwatowicz-Wajdowa pozostaje naszym największym sprzymierzeńcem i wielokrotnie gościła w tym cyklu, zawsze witana oklaskami. Janusz Gajos, Daniel Olbrychski, Krystyna Janda, Jerzy Stuhr, Maja Komorowska, Jerzy Trela, Ewa Wiśniewska – nasi wierni, ukochani goście. Wiem, że mogę na Was liczyć.
***
Z czasem, właściwie bardzo szybko, wytworzyła się szczególna więź między nami, organizatorami – a trzeba z tej okazji wspomnieć także o znakomitej ekipie technicznej Teatru im. Słowackiego – a widzami.
Znamy się nie tylko z widzenia. Znamy się i lubimy. Niektórzy widzowie przychodzą na absolutnie wszystkie spotkania. Mają swoje ulubione miejsca, wyczekują dnia, kiedy pojawiają się w sprzedaży bilety (często tych biletów nie ma zresztą już w tym samym dniu). A ja również zawsze wypatruję, czy będą, czy są. Raczej nie jestem zawiedziony. Przecież jednak za każdym razem pojawiają się nowi widzowie, wszystkie pokolenia, ten cykl jest bardzo demokratyczny. Wytrawni kinomani, seniorzy, ale także licealiści, studenci, przyzwyczaiłem się także do (również stałej) grupki przychodzącej po autografy i zdjęcia. „Dla wszystkich starczy miejsca pod wielkim dachem nieba”. Teraz mamy dobry czas, chwilowy spokój, zapewniany przez gospodarza, Teatr im. Słowackiego, pamiętam jednak dobrze lata, kiedy drżeliśmy, czy otrzymamy dofinansowanie zapewniające w zasadzie jedynie zakup licencji, zwrot kosztów podróży i symboliczne honorarium (był czas, kiedy nasi goście przyjeżdżali con amore). Sytuacja jest jak wiadomo labilna, i wiele może się wydarzyć, ale tych dwunastu lat, stu spotkań, ponad stu wzruszeń, uśmiechów, radości, refleksji, nikt nam nie odbierze. Zarejestrowały się w pamięci, ale także jako realny materiał - od wielu lat nasze spotkania są przecież rejestrowane. Być może uda się kiedyś zbudować tego, zapisać, „przywróconą” historię w stu aktach o polskim kinie. Tymczasem cieszę się na najbliższe miesiące i lata, cieszę się na kolejny sezon.
21 września, jak zapowiadałem, „Na srebrnym globie” Andrzeja Żuławskiego oraz spotkanie z Andrzejem Sewerynem i Janem Fryczem, 6 października zapraszam na „Pajęczarki” Barbary Sass – a po seansie na rozmowę z Marią Pakulnis i z Adrianną Biedrzyńską, w listopadzie natomiast „Jeszcze nie wieczór” Jacka Bławuta oraz spotkanie z reżyserem i z Sonią Bohosiewicz.
Przywracamy arcydzieła, przywracamy polskie kino.
Jesteśmy dumni i szczęśliwi, że udało się nam to już sto razy.
Łukasz Maciejewski