Ameri Cane. To amerykański pies? Spsiała Ameryka? Czy po prostu zabawa z imieniem postaci stworzonej przez Freda Buscaglione – Americano?
Ameri Cane to muzyczna, jazzująca i bardzo osobista opowieść o mężczyźnie. O mężczyźnie w średnim wieku, z długimi, kręconymi włosami, w białym garniturze. O mężczyźnie śpiewającym włoskimi frazami Freda Buscaglione, a mówiącym – mniej pięknie – słowami Charlesa Bukowskiego. O mężczyźnie, który opisuje siebie tak:
„zaliczyłem dzielnicę, wypiłem
miasto, wyjebałem kraj,
wyszczałem się na wszechświat.
niewiele zostało do zrobienia.”
Ale za to pięknie śpiewa.
Fred Buscaglione. Twardziel z wąsikiem á la Clark Gable, ironicznym uśmiechem i nieodłączną szklaneczką whisky w dłoni. Gwiazda włoskiej muzyki, twórca łączący w sobie elementy podszytej ironią piosenki aktorskiej z jazzem czasów prohibicji. Jego single Che bambola i Giacomino, sprzedają się w niemal milionowym nakładzie. Nagrywa kolejne płyty, koncertuje we Włoszech i za granicą, debiutuje w telewizji i w filmie. Kilka dni przed tragiczną, zdecydowanie przedwczesną śmiercią w wypadku samochodowym piosenkarz wzdycha w wywiadzie, że jest zmęczony swoją błyskawiczną karierą i stworzoną przez siebie postacią Americano. Chce stać się na powrót Ferdinandem Buscaglione. Ale już nie zdąży. Bum! Koniec świata.
A gdyby zestawić jego postać z naszym „końcem świata”? Lekki uśmiech i wspaniała, jazzująca muzyka Wiecznego Miasta może okazać się zbawczym kolorem w panującym dookoła szaleństwie.